Są dwie pory roku , kiedy ziemia pachnie najpiękniej: wiosna i jesień. Wiosna to obłok kwiatowy i tajemnice ziemi przygotowującej się do macierzyństwa. Jesień to zbiory i koncert zapachów na orkiestrę. Przypominam wówczas psa myśliwskiego. Nie tropię jednak zwierzyny, ale wącham tajemnice ziemi. Zapewne w poprzednich wcieleniach nie tylko dość pewnie stąpałam po ziemi- byłam jej częścią. Jestem osadzona w miejskiej aglomeracji i żeby poczuć wartość dnia, szukam otwartej przestrzeni. Rozcieram w palcach łąkowe kwiecie. Chcę przejść tym zapachem,zatrzymać jak najdłużej. Chciałabym zasypiać pod gwiazdami, a odchodzić jak Boryna z "Chłopów"-mieć oddech ziemi przy sobie. Jako dziecko część wakacji spędzałam na wsi u znajomych moich rodziców. Rówieśnicy nie mieli ze mnie żadnego intelektualnego pożytku, ponieważ wdychałam nie tylko zapach ziemi, ale całego obejścia, nawet tam, gdzie inni zatykali nosy. Na moim przykładzie ateiści mogą swoich racji doszukiwać się, ale wyciągają mylne wnioski. Jeszcze dzisiaj mogę te wiejskie zapachy przywołać, chociaż ziemia już tak nie pachnie. Kiedy zobaczyłam przepiękne zdjęcie jesiennego ogródka, z tym wszystkim co powinien ogródek posiadać, przeniknęłam doń, zasiadając niewidoczna pod balsamicznym "bożym drzewkiem"snując nić wspomnień. I tak w tej podróży dotarłam do kwietnej, wiosennej łąki z margaretkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz