


W Wielką Sobotę, kiedy świąteczne przygotowania zostały uwieńczone sukcesem, pozwoliłam sobie na mały wypad poza miasto. Drogi mojemu sercu, a przyjazny pieszej turystyce jest
Kaszczorek. Wędrówka miła, ponieważ późnym, przedświątecznym popołudniem nie miałam konkurencji. Towarzyszyły mi zaloty kosów , baczne spojrzenia pani Bocianowej z wysokiego gniazda oraz ogródkowe , kwiatowe szaleństwo. Spacerowiczów brak. W okolicach skansenu, powitałam konkurencję z teleobiektywem. Teren przyległy do skansenu można nazwać innym światem. Pas zieloności przywitał mnie dzwonkami skowronków. Grube, pękate wierzby jak wielkanocne baby w słonecznej polewie prosiły o upamiętnienie. Kiedy odkryłam zachodnią ścianę skansenu (latem jest zakryta drzewami), czułam , że mam swoje pięć minut. Ach te emocje!!! trudno utrzymać je w ryzach. Biegłam ze swoją zdobyczą do domu, by jak najszybciej przeżyć to jeszcze raz.! Przeżyłam ogromny zawód. To moje znalezisko
po prostu nie wyszło. Zabrakło mi statywu, a "poruszone" zdjęcie straciło duszę. Czeka mnie wyprawa numer dwa . Cieszę się na nią , jak na dawno zapomnianą randkę .
1 komentarz:
Życzymy zakupu statywu i drugiej wyprawy. Strona polecana przez serwis www.museo.pl
Prześlij komentarz