Wybierałam się do parku jak sójka za morze. Dzisiaj Zielone Świątki. Wymarzony, słoneczny dzień na wycieczki. Niestety nie przewidziałam , że moja ukochana Martówka zostanie wchłonięta przez Wisłę. Uroczy, drewniany mostek również znalazł się pod wodą. Połowa parku jest dotknięta powodzią. Jedynie ptaki wodne i parkowe śpiewem i gęganiem okazywały zadowolenie. Otrzymały w prezencie nowe wodne siedliska. Słońce swoim promiennym palcem pokazywało zewsząd napływające śmieciuchy. Drzewa pyszniły się zielonością niczym panny młode. Ale mnie podobały się te o brązowych liściach, których korony lśniły w słońcu szczerym złotem.
Sądziłam, że uda mi się dotrzeć nad Wisłę od ulicy Przybyszewskiego. Niestety dotarłam tylko do schroniska, ponieważ dalej droga była już zalana. Trafiłam na moment ratowania psów, pozostawionych na zalanych działkach przez swoich ukochanych właścicieli. Szkoda ,że nie ukarano ich mandatem.Mam nadzieję, że woda wyżej już nie podejdzie. A jeżeli, to zwierzakom w schronisku grozi ewakuacja. W tym pozornym parkowym spokoju czuło się coś niedobrego. Nie zdziwiłabym się gdyby nagle jakiś gejzer trysnął spod ziemi. W powietrzu czaiło się nieszczęście, więc skierowałam się ku ludziom. Na Starówkę i zalane wodą bulwary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz