Janko, wiesz o tym, że o pieskach mogę mówić w
nieskończoność. Dzisiaj zobaczyłam jak pięknie otwiera się serduszko
mojej wnuczki - siedmioletniej Alinki. Przygotuj się na dłuższą
opowieść, ponieważ muszę zacząć od początku.
Od kilku miesięcy jestem wolontariuszką w schronisku dla bezdomnych piesków. Naturalną koleją rzeczy (w opowieściach dla Alinki) był nowy temat: pieski i wszystko o nich. Wątek zdominował Echatka - wyimaginowanego ludzika, za pomocą którego uczyłam dziewczynkę dawać sobie radę w trudnych, koleżeńskich sytuacjach. Alinka nie mogła doczekać się pierwszego spaceru z pieskiem. Kupiłyśmy odpowiednie smakołyki i tu pierwsze zdziwienie, ponieważ ten mój chytrusek nie pożałował kieszonkowego dla sierściucha.
- Uśmiechasz się... słuchaj dalej.
Więc najpierw długa jazda tramwajem, potem solidny marsz na miejsce ( schroniska zazwyczaj mieszczą się na obrzeżach miasta) i ani słowa skargi na bolące nogi. A kiedy pracownica schroniska przyprowadziła Muszkę, moja Alinka drżała z podniecenia. Takiej czułości nigdy nie widziałam na jej buzi. Powiem, że przez moment przemknęła myśl, aby coś z tego dobrostanu uszczknąć dla siebie, ale przecież jej radość to moje szczęście.
- No dobrze, podaj mi serwetkę, ale to tylko okulary zaparowały, ale, ale i Tobie coś...
Obserwowałam dziewczynkę, ponieważ zadziwiała mnie okazywaną czułością. Już samo nachylenie do pieska, ciepły głosik, delikatność w głaskaniu i troska czy, aby smyczka nie uwiera...to był ten dzień, którego się nie zapomina.
Od kilku miesięcy jestem wolontariuszką w schronisku dla bezdomnych piesków. Naturalną koleją rzeczy (w opowieściach dla Alinki) był nowy temat: pieski i wszystko o nich. Wątek zdominował Echatka - wyimaginowanego ludzika, za pomocą którego uczyłam dziewczynkę dawać sobie radę w trudnych, koleżeńskich sytuacjach. Alinka nie mogła doczekać się pierwszego spaceru z pieskiem. Kupiłyśmy odpowiednie smakołyki i tu pierwsze zdziwienie, ponieważ ten mój chytrusek nie pożałował kieszonkowego dla sierściucha.
- Uśmiechasz się... słuchaj dalej.
Więc najpierw długa jazda tramwajem, potem solidny marsz na miejsce ( schroniska zazwyczaj mieszczą się na obrzeżach miasta) i ani słowa skargi na bolące nogi. A kiedy pracownica schroniska przyprowadziła Muszkę, moja Alinka drżała z podniecenia. Takiej czułości nigdy nie widziałam na jej buzi. Powiem, że przez moment przemknęła myśl, aby coś z tego dobrostanu uszczknąć dla siebie, ale przecież jej radość to moje szczęście.
- No dobrze, podaj mi serwetkę, ale to tylko okulary zaparowały, ale, ale i Tobie coś...
Obserwowałam dziewczynkę, ponieważ zadziwiała mnie okazywaną czułością. Już samo nachylenie do pieska, ciepły głosik, delikatność w głaskaniu i troska czy, aby smyczka nie uwiera...to był ten dzień, którego się nie zapomina.



-SNOW.gif)


