Blog o zwyczajnych dniach

Blog o zwyczajnych i niezwyczajnych dniach - jak to w życiu bywa.

czwartek, 2 grudnia 2010

Koala

Na ogół nie lubię przebierania małych dzieci w zabawne stroje. Niemowlęta i noworodki są wystarczająco zabawne i mogę godzinami je obserwować. Owszem w reklamach bywają króliczkami, kotkami...Przesuwając się na czworakach  dość zgrabnie naśladują  czworonogi. Handlowcy mają głowy nie od parady i zasypują nas wzorami i propozycjami. I tym sposobem nasza miesięczna Alinka otrzymała stroik Koali. Jest to mięciutki kombinezonik z ładnie wymodelowaną  główką , przystrojoną małymi uszkami. Całość zwieńczona zgrabnym ogonkiem. Alinka właśnie odstawiona od piersi, w suchym pampersie, pozwoliła bez protestu na przebieranki.Wyglądała przezabawnie i nie obrażała się na nasze rżenia.Zgrzała się niemiłosiernie, poczerwieniała, a na koniec gromkim płaczem przywróciła nas do porządku.

środa, 24 listopada 2010

Kto zabiera dusze

Początkowo sądziłam, że dusza sama opuszcza swój dotychczasowy dom i kieruje się w stronę wielkich sprawiedliwych. Potem przyszedł mi do głowy pomysł o aniele śmierci, który skrzętnie zbiera ciepłe, ludzkie dusze,  przekazując je dalej w niebiański świat. A może sam Bóg zabiera  duszę? Tchnął w nią życie, przekazał dary i musimy rozliczyć się z tej darowizny...Kiedy czujemy wokół siebie bratnią duszę, uważamy się za wyróżnionych. Nie potrzebujemy słów, zapewnień, zwyczajnie wiemy i już. Duszy nie da się wyczyścić jak dysku, zawsze w jej zakamarkach zostanie coś z poprzedników. Trzeba się tylko znaleźć i mieć trochę szczęścia. Zabiegamy o to, ale uważam że to nie przypadek decyduje. Kto zabiera duszę- rozdaje  miłość.

środa, 17 listopada 2010

Życiowa mądrość

Tak, marzyłam o niej. Byłam pewna, że wraz z życiową mądrością  pozbędę się problemów. Zaplanuję, wykonam i odczuwać będę pełną satysfakcję. A tymczasem...nie chcę jej. Wolę błądzić , eksperymentować, padać i podnosić się. Życiowa mądrość kojarzy mi się ze spełnieniem. Umysł będzie podpowiadał gotowe wzorce, a ja  popełnię wciąż te same błędy. Może dla innych życiowa mądrość będzie przydatna, a nawet wskazana.  Ja chcę iść drogą pełną niespodzianek , śmiechów i radości.Nawet kiedy potknę się, to uderzy mnie własna głupota. Łatwiej przebaczać głupocie niż życiowej mądrości, do której mogę mieć żal i pretensje.Bo taka mądra , a nie uchroniła. Czasami potrzebna jest  naiwność dziecięcia i zachowanie niestosowne do wieku. Jak wtedy, kiedy weszłam na wysokie, omszałe drzewo, by zrobić zdjęcie smutnej wodzie.                                           

czwartek, 11 listopada 2010

Melancholia


''Za smutek mój, a pani wdzięk
ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii "
Marek Grechuta często w swoich piosenkach  wspomina melancholię. Zapewne i jemu nie obca była. Dla mnie oznacza ona jakąś nieuzasadnioną i bliżej nie określoną tęsknotę. To taki specyficzny stan nie będący ani smutkiem, a tym bardziej żalem. Mam wtedy inne postrzeganie: magiczne, skłonne do metafor, jakby z innego świata. Wyciszam się, czuję jakby wokół mnie rodziło się piękno.Wracam bogatsza, ale coraz mniej odporna na przejawy chamstwa.To tyle i aż tyle.
Myślę, że wielu z nas odczuwa podobnie, ale nie zawsze można tak otwarcie i szczerze  o tym porozmawiać. Coraz częściej ukrywamy swoje stany emocjonalne. Przecież nie wypada nimi nadmiernie szafować. Umysł musi nauczyć się kontrolować emocje, które niejednokrotnie przeszkadzają  w realizacji naszych zamierzeń. Słyszałam, że ukrywanie emocji podnosi prestiż...ale ja mam trochę inne zdanie na ten temat.

                                                                           

wtorek, 2 listopada 2010

Piszę do Ciebie

Może kiedyś przeczytasz, a jeżeli nie, to jeszcze lepiej. Kiedy jesteśmy młodzi, posiadamy w sobie ogromny potencjał optymizmu bez żadnego pokrycia. Planujemy, dysponujemy, gospodarzymy dobrami, których nie posiadamy, ale z pewnością będziemy nimi dysponować. I to jest bardzo piękna cecha młodości. W średnim wieku już tylko żyjemy złudzeniami, a potem udajemy, że wszystko jest dla nas i w zasięgu ręki. Więc żal mi Ciebie bardzo, ponieważ wyraźnie widzę jak Twoje marzenia się kurczą, a obecnie są już tylko pobożnym życzeniem. Mierzyłeś wysoko, a nie zauważyłeś niepozornych kamyczków, które jak to w bajkach bywa uwierają tylko po to, by zaprezentować się z królewskim przepychem. Jednym słowem -goniłeś za cudzym szczęściem, a pozostałeś z wiatrem w kieszeniach. Uważam, że i tak miałeś szczęście. Wiatr to dobry sprzymierzeniec samotnych. Wszędzie bywa, a nigdzie nie zagrzeje miejsca. Jest niewidzialny, a pozostawia tyle zniszczeń...Więc jeśli miałabym Ciebie namalować, to tylko postać wiatru pędzlem wypaćkam i już.

piątek, 22 października 2010

Książka

Pisanie książek stało się modne i zobowiązujące. W zasadzie prawie każda osoba publiczna jeśli nie napisała, to z pewnością  napisze i wyda książkę. Najczęściej ma ona charakter autobiografii lub wspomnienia. Trochę przypomina  mi to Photoshopa. Wypiękniony jest tam nasz bohater do bólu...Jak przeczytam to rzadko kiedy powiem: zupełnie jakby o mnie pisano. A przecież lubimy identyfikować się z emocjami bohaterów książkowych. Bohaterów tak, ale nie herosów.Gdyby tak można było zastosować prosty zabieg: cofnij zapisz -  zobaczyłabym zupełnie inny portret. Może mniej wyrazisty, ale bardziej naturalny-ludzki. Jednym słowem, czasami łatwiej napisać książkę niż stawić czoła codziennym obowiązkom. W końcu to codzienność kreśli życie. A jeśli masz wątpliwości - napisz książkę.

czwartek, 14 października 2010

Motyli sen

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Październik okazał się łaskawszy w słoneczne dni od swojego poprzednika. Sporo czasu spędzam w plenerze i próbuję focić. Czasami odczuwam taką nagłą potrzebę wyjścia z domu w konkretne miejsce...To jest tak, jakby mnie coś prowadziło za rękę. Chwyciłam więc aparat i biegiem na skróty w kierunku Wisły. No i zatrzymałam się w zaczarowanym miejscu: skarpa z niewielkim mieszanym lasem, rozświetlona prześwitami wschodzącego słońca z lekkim zamgleniem-wbiła mnie do gleby. Zwłaszcza, że zobaczyłam złoty deszcz. Te krople wręcz mieniły się szmaragdowo. Może to  z koron drzew zlatywały, może z igieł sosny, ale były zjawiskowe...To był raj na ziemi, inny niespotykany wymiar. Może na obrazach mistrzów widywałam podobne zjawiska. Ale teraz byłam w środku, ręce mi drżą,  sięgam po aparat, nastawiam i.....porażka. Brak karty pamięciowej. Oczywiście zostawiłam w laptopie. Kiedy już się wyżaliłam przed sobą, zrozumiałam, na co chciałam się porwać. Są obrazy, których nie da się sfotografować. Zobaczyłam coś, co mogło pochodzić z mojej wyobraźni, a natura pomogła to zjawisko wydobyć. I dziękuję przypadkowi za tak szczęśliwe zakończenie. Myślę, że tak piękne widoki oglądają również motyle po nektarowym drinku.

poniedziałek, 27 września 2010

Gość

           Goszczenie to piękny staropolski obyczaj, ale trudny do przebrnięcia. Mam zwyczaj zostawiać gościowi dużo swobody. Sama nie lubię, kiedy jestem prowadzona za rączkę, bez możliwości decydowania o swoim wolnym czasie. Gorzej, jeżeli gość postanawia odmienić moje życie, ponieważ uważa,że jestem ♥ ▬ ♥ ▬ ♥ ▬ ♥ ▬ ♥ ▬ ♥  
   bardzo nieszczęśliwa, a złymi nawykami skracam sobie życie. Jednym słowem ukochany gość ogranicza moje święte prawo do wolności.Opracował całą strategię i prawie codziennie otrzymuję telefoniczne zlecenia.Oczywiście nie mieszczę się w kanonach piękności mojego drogiego gościa. Musiałabym wówczas ubierać się stosownie do wieku, podkręcać loczki -fioczki, a myślenie przejąć od mojego nowego guru. Jestem tylko ciekawa kiedy mój zacny gość się zniechęci, ponieważ ciężko pracowałam na swoją wolność i nie popuszczę cugli. Że też tylu niechcianych uzdrawiaczy mamy wokół siebie...Akceptuję zmiany, a póki co podziwiam mały osiedlowy park, który od lat jest taki sam, ale zawsze inny.


czwartek, 16 września 2010

Jesienią liście się rumienią

Niektóre się rumienią, inne żółkną i brązowieją. Zresztą ta feeria barw to mocne atuty jesieni. Najbardziej lubię ranne, świeże kopczyki liści pod drzewami, które niesforny wiatr ma przyjemność porozrzucać byle jak i byle gdzie. Człowiek w odróżnieniu od natury-blednie. Letnia opalenizna solidnie wyblakła i tylko pod ramiączkami mieszczą się wspomnienia lata. Niebo jest bardziej dynamiczne, przepycha obłoki na wschód, a niekiedy zawiśnie nisko nad miastem jakby chciało osiąść na dachach. W domu zapachniało suszonymi grzybami, których w tym roku dla wszystkich wystarczyło. Ja również czuję się jak pani jesień. Pogubiłam dobre emocje, odleciały wspomnienia, złote myśli ułożyły się do zimowego snu. Jedynie mgła może co nieco wyczarować, poruszyć wyobraźnią, ożywić szarość codziennych dni. Witaj Imagine!

wtorek, 7 września 2010

Wierzby

Jest ich coraz mniej. Szczególnie tych rosnących przy wiejskiej drodze. Cóż, zabrano się wreszcie za przebudowę dróg, a to co rosło przy drodze wykarczowano wraz z korzeniami. Z drugiej strony czy młode pokolenie zachwycać się będzie rosochatą wierzbą, czy będzie dla nich symbolem polskości? Polacy mieszkający za granicą może jeszcze tęsknią za latami dzieciństwa z wierzbą w tle. Obejrzą zdjęcia, uśmiechną się,obetrą cichą łezkę. A zrobić zdjęcie wcale nie jest łatwo. Muszę kilkanaście kilometrów przejść, by znaleźć wspomniane drzewo. Jest ono niezastąpionym obiektem dla piorunów, jakby nie można było pobawić się z wysoką topolą. Dużych zniszczeń dokonały tegoroczne powodzie. Ale wierzba jest silna. Nawet z suchego pnia wypuści kilka gałązek.  Odradza się, ponieważ nie może zawieźć przyjaciół, do których i ja się zaliczam.

sobota, 28 sierpnia 2010

Dymna pomoc

Kiedy przychodzi godzina zwątpień, muszę oprzeć się o coś solidnego i stałego.Muszę mieć pewność, że chociaż wszystko się wali, to za chwilę będzie tak jak dawniej. A więc niezmienny nurt Wisły i ten skromny dom, który zawsze wita mnie obłokiem dymu z komina. Grzeję się jego symbolicznym ciepłem, czuję bliskość człowieka, pies zaszczeka,kura radośnie zagdacze...I to wystarcza by z tych naprawdę drobnych elementów ułożyć całość, bo człowiek nic nie może zgubić czy też utracić. Wklejam brakujący element i czuję się bezpieczna. Tego mi brakowało- poczucia bezpieczeństwa. Warto zapamiętać, że ziarenko piasku może dopełnić miarkę.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Dbać, pielęgnować, szanować...

Wizyta w parku potwierdziła moje przypuszczenia. Od czasu powodzi wszystko zmieniło się na gorsze. Nie ma w nim życia. Wszystko się pokurczyło, a niepotrzebne rozrosło. Rodzice przestali przychodzić z dziećmi, zakochani poszukali bardziej romantycznych miejsc. Jedynie kaczki zadbały o potomstwo i zagospodarowały Martówkę na dobre. Ścieżki prowadzące do Wisły zarosły trawami, widoki zostały odpuszczone. Pewnie i mnie udzielił się przygnębiający nastrój, gdyż zrobione zdjęcia były smutne i płaskie. Uroczy poniekąd staw w reprezentacyjnej części parku całkowicie pokrył się rzęsą, tworząc z żółtym szpalerem kwiatów enklawę dla motyli. A do mnie przystawił się nieproszony gość, którego usunęłam pęsetą ( kleszcz).
Tak kochani! o wszystko trzeba dbać, pielęgnować, szanować...Zacznijmy od siebie.

                                                                   

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Wenecja

"Wenecja" to nowy film Jana Jakuba Kolskiego. Dla mnie to prawdziwa uczta. Nie ukrywam , że wyobraźnia i marzenia są w moim życiu stałą i ważną pozycją. Pomaga przetrwać trudne chwile, kryzysy i niedomogi finansowe.I nie musimy się ich wstydzić. Film chłonie się wszystkimi zmysłami. Mamy tu  doskonałe aktorstwo, piękne sceny plenerowe, coś nieuchwytnego i magicznego, co tak  omota człowieka, że siedzi oczarowany-zaczarowanym światem kina. A kiedy już ochłonie z wrażenia, cieszy się, że nie zagubił w sobie świeżości dziecięcego spojrzenia. Żyje się z tym bagażem raz lepiej , raz gorzej...To jedna z wielu refleksji, która naszła mnie po obejrzeniu tego pięknego filmu

wtorek, 20 lipca 2010

Świat dziecka

Karuzela to coś więcej niż szalona jazda. To ruch, dźwięk i kolor. Sama tracę głowę wchodząc z Remisiem w zaczarowany świat. Chłopczyk uwierzył, że jak zje słodką watę cukrową, to stanie się na tyle malutki, że schowam go do kieszeni. Uratowałam od kalorycznej bomby, ale lody musiałam postawić. A i trzy jazdy zabezpieczyć. Dzisiaj karuzelę uruchamia się dla jednego chętnego dziecka. Pamiętam czasy gdy dosiadał miejsca ten, kto był szybszy i mocniejszy w przepychance. Często rodzice musieli torować drogę swoim pociechom. W przeciwnym razie nie było szans na złapanie wolnego miejsca. Myślę, ze każde pokolenie musi edukować się na karuzeli. Dzieci także podlegają małej zbiorowej hipnozie. Kiedyś odwiedziła nas karuzela, która w każdą środę udostępniała żetony za połowę ceny. Ależ wtedy był rozgardiasz...Jaki gwar, ile radosnego śmiechu, beztroski...Karuzela była wtedy rzeczywiście wesołym miasteczkiem. Dzieci chcą być w grupie. I wtedy nie będzie straszyć pusta huśtawka w przydomowym ogródku.


wtorek, 6 lipca 2010

Ptasie trele

Słoneczny, lipcowy dzień skłonił mnie do spaceru brzegiem Wisły. Dawniej była to moja ulubiona trasa pełna zieleni, wspomagana wybujałą zielenią okolicznych działek. Teraz przywitałam się z powulkanicznym krajobrazem. To efekt wiosennej powodzi. Wielka fala pozostawiła po sobie stosy naniesionych zanieczyszczeń, a zabrała ludzką pracę i radość. Stary nadwiślański drzewostan nie wytrzymał naporu wody. Jest przetrzebiony i straszy smutkiem. Nie poznawałam swojej radosnej niegdyś drogi. I tylko wiślany piasek pozostał tym samym piaskiem, więc zrobiłam  jedno pamiątkowe zdjęcie. Z pobocza, ukrytą ścieżką dochodzi się do parku miejskiego. Nad Martówką najlepiej mają się komary, ale i kaczuchy powróciły na stare śmieci. Sporo ich, ponieważ nowe pokolenie doszło już do swoich praw. Mostek łączący brzegi jeszcze jest zamknięty, a część rekreacyjno - piknikowa w tym roku nie udzieli swojej murawy publiczności. Park oczekuje pomocy, a właściwie wsparcia finansowego. No cóż, pierwszeństwo mają  poszkodowani obywatele, ale dlaczego ptaki nie chcą swoich treli wyśpiewać ? Ta cisza nie wróży nic dobrego, przypomina, że stało się nieszczęście.

czwartek, 24 czerwca 2010

Barbarka

Każdy Torunianin na hasło Barbarka reaguje uśmiechem. Bo jest to rzeczywiście wyjątkowo urokliwy zakątek.Wspaniałe mieszane lasy zachęcają do spacerów. Grzybiarze są usatysfakcjonowani, a fotoamatorzy mają co robić przez okrągły rok. Sportowcy dysponują  parkiem linowym,  w sąsiedztwie można popróbować sił w innych dyscyplinach.Szkółka leśna przyciąga oryginalnym wystrojem oraz drobną przekąską. W weekendy jest tu spory ruch- imprezy przyciągają nie tylko młodzież. Każdy znajdzie coś dla siebie.W czerwcu  pobliski staw przykryty jest rzęsą, tylko gdzieniegdzie prześwitują niebieskie jeziorka wody. Zieleń jest tu zawsze mocno zielona, kasztany nie chorują, można je zbierać...tyle ich. Barbarka też pięknie się odwdzięcza. Uspakaja nas, wygładza sponiewieraną psychikę, wycisza i dystansuje. I za to ją kocham i cenię.

piątek, 11 czerwca 2010

Spustoszenie

Czerwcowa wizyta w Parku Miejskim na Bydgoskim Przedmieściu była więcej niż przykra. Martówka powróciła na swoje miejsce, ale żywioł  pozostawił krajobraz po bitwie. Przede wszystkim uroczy, drewniany mostek jest zamknięty.Grozi zawaleniem i wymaga kapitalnego remontu. Stare wierzby, które koronami dotykały wody, zostały powalone przez napór wody. Szkoda, tyle uroku o każdej porze roku przepadło. Część rekreacyjno -piknikowa była jeszcze pod wodą, ale drewniane siedziska pewnie już nie posłużą gościnnością. Okoliczne działeczki nie zazielenią się w tym roku. Wszystko zniszczone i pokryte grubą warstwą szlamu i błota. Ptaki parkowe jakby ucichły, tylko komary i meszki z furią wgryzały się w intruzów takich jak ja.Poszłam pocieszyć się do pobliskiego mini ZOO, ale i tam zwierzęta były smutne i niemrawe. Kilka wychudzonych  bocianów stało w bezruchu, a ich postrzępione i przerzedzone upierzenie niczego dobrego nie wróżyło. Wolność jest nadzieją, jakże się cieszę, że ją odzyskaliśmy..
.

czwartek, 3 czerwca 2010

Ocalić od zapomnienia





Zaczęło się od przypadku. Wybrałam złą linię autobusową i przystanek docelowy zaprowadził mnie na stary cmentarz. O ile dobrze pamiętam, był to początek marca i dużo śniegu. Groby zasypane były śnieżnymi czapami, więc tylko pobieżnie popatrzyłam. Z obietnicą na wiosenne zdjęcia. Pomniki i  rzeźby pochodzą z czasów przedwojennych. Są zaniedbane, samotne. Niszczeją-pewnie niedługo ślad po nich zaginie. Założyłam na Picasie album zatytułowany-Nekropolia- tutaj będą bezpieczne i ocalone od zapomnienia. Mam nadzieję, że nie obrażam uczuć. Te pamiątki kryją w sobie nie tylko tragedię, ale również piękno i refleksje związane z kruchością życia i przemijaniem. ~~LINK~~

poniedziałek, 24 maja 2010

Park w maju

            Wybierałam się do parku jak sójka za morze. Dzisiaj Zielone Świątki. Wymarzony, słoneczny dzień na wycieczki. Niestety nie przewidziałam , że moja ukochana Martówka zostanie wchłonięta przez Wisłę. Uroczy, drewniany mostek również znalazł się pod wodą. Połowa parku jest dotknięta powodzią. Jedynie ptaki wodne i parkowe śpiewem i gęganiem okazywały zadowolenie. Otrzymały w prezencie nowe wodne siedliska. Słońce swoim promiennym palcem pokazywało zewsząd napływające śmieciuchy. Drzewa pyszniły się zielonością niczym panny młode. Ale mnie podobały się te o brązowych liściach, których korony lśniły w słońcu szczerym złotem.
Sądziłam, że uda mi się dotrzeć nad Wisłę od ulicy Przybyszewskiego. Niestety dotarłam tylko do schroniska,   ponieważ dalej droga była już zalana. Trafiłam na moment ratowania psów, pozostawionych na zalanych działkach przez swoich ukochanych właścicieli. Szkoda ,że nie ukarano ich mandatem.Mam nadzieję, że woda wyżej już nie podejdzie. A jeżeli, to zwierzakom w schronisku grozi ewakuacja. W tym pozornym parkowym spokoju czuło się coś niedobrego. Nie zdziwiłabym się gdyby nagle jakiś gejzer trysnął spod ziemi. W powietrzu czaiło się nieszczęście, więc skierowałam się ku ludziom. Na Starówkę i zalane  wodą bulwary.



wtorek, 18 maja 2010

Zawilce

Całą zimę czekam na pierwsze leśne kwiaty. Oczywiście najbardziej tęsknię za przylaszczkami. Niestety  w moich okolicznych małych lasach nie występują, więc muszę zadowolić się zawilcem. Bukieciki przylaszczek zdobiły weselne nakrycia stołów i ścieliły się modrym kobiercem podczas wiosennego, weselnego korowodu.Miałam to szczęście, że przyjęcie weselne odbywało się na leśniczówce. Z tego całego ambarasu najmilej i najdłużej zachowały się w pamięci właśnie przylaszczki.

Z początkiem maja zostałam zaproszona na otwarcie działki, pięknie usytuowanej nad Jeziorem Steklińskim.  Stanowi ono strefę ochrony z siedliskami ptactwa. Na wzgórzu, jeszcze w tym roku powstanie dom letniskowy z widokiem na jezioro. Prowadzi doń niewielki lasek ze starym modrzewiem. Wymaga przerzedzenia, ponieważ słońce nie dociera do światłolubnych liściastych i iglastych. I tam właśnie padłam na kolana przed zawilcami. Były dorodne z liściem wysyconym ciemną zielenią. To z powodu cienistego podłoża. Wzruszyły mnie jeszcze śpiewy ptaków na dobranoc, ponieważ dawno tak pięknego koncertu nie słyszałam.Droga dojazdowa wysadzona była starymi wierzbami, na łąki powoli opadały pierwsze mgły. Czas wracać do domu.


poniedziałek, 10 maja 2010

Dorobić się...

Dorobić się-marzenie i sens życia wcale nie tak małej grupy ...Może nawet większości! Mieć , posiadać, napawać się majątkiem zawsze przeliczanym tylko na pieniądze. To pragnienie jest już tak powszechne, że wyłamanie się z kanonu świadczy o pewnym niedorozwoju i zubożeniu emocjonalnym. I to jestem cała ja. Nie, nie, wcale nie jestem dumna, nie chełpię się innością wręcz ukrywam się z poglądami. Ale czy nie krzywdzę rodziny dając taki niecny przykład? Teraz nie jestem już tego pewna. Może to jest nowa odmiana anoreksji i wymagam wsparcia psychiatrycznego? Tak, to tematy do przemyślenia, a na razie jeszcze z głową w chmurach pozdrawiam was najserdeczniej.

sobota, 1 maja 2010

Życzliwość

Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie: czy jesteśmy dla siebie życzliwi?- nie potrafiłabym dać szybkiej i jednoznacznej odpowiedzi. Jeżeli odpowiem: poprawni, to wystawiam ocenę lekko zawyżoną. Zawsze kiedy dotknie mnie ludzka obojętność,czuję się pokonana.Wydaje mi się, że przegrałam swoje życie, które oparte było i jest na życzliwości. Kiedy chcę sfotografować cudzą własność, zawsze pytam  właściciela o zgodę. Jakież było moje zdziwienie, gdy starsza pani nie pozwoliła mi zrobić zdjęcia kwiatka w przyblokowym ogródku. Proponowała mi zakup działki, ewentualnie skopanie grządek przed swoim siedliskiem. Nie przydał się szeroki uśmiech i chwalenie rabatek. Na twarzy malowało się zdecydowanie i niechęć. Biedna kobieto-pomyślałam. Jesteś samotna i zdziczała w tej samotności. Kochać kwiaty i nie pozwalać cieszyć się ich pięknem, to bardzo , ale to bardzo smutny los.
-No trudno-odpowiedziałam.
-Skoro nie można, to dziękuję i do widzenia-oj nie takiej odpowiedzi oczekiwała nieznajoma, chyba spodziewała się słownej potyczki.Zostawiłam ją pośrodku ścieżki z niezbyt tęgą miną. Myślę, że nie będzie miała miłego dnia przynajmniej przez kilka godzin.

wtorek, 20 kwietnia 2010

Kwietniowy zawrót głowy


Park na Bydgoskim Przedmieściu. Są, są ptaki! Wypełniają śpiewem wszędobylską zieloność. Przy takim akompaniamencie wszystko pięknieje. Martówka marszczona wietrzykiem podobna jest do małej  zatoczki.Wierzby pajacują zielonymi czuprynkami jakby brały udział w karnawałowym balu. Nowe życie zachwyca delikatnością. Pączki - już nie ścisłe, a rozchylone, z delikatnym, klejącym puszkiem. A te ku słońcu ułożone, już na poważnie uformowały się według gatunków. Powietrze też inne: górska świeżość wymieszana z ozonem. Co kilka metrów przystaję i ogarniam wszystkimi zmysłami ten kwietniowy park. Liczę kolory zieleni. Jest ich dużo, a niektóre odcienie jeszcze nie mają nazwy. Część piknikowa wymaga po zimie remontu. Śniegi poniszczyły drewniane siedziska, podłoże też należy poprawić. Błonia nadwiślańskie jak zawsze piękne. Na horyzoncie drzewa otulają się błękitną mgiełką. Latem stanowić będą ciemną linię lasu. Przednia część parku jest bardziej reprezentacyjna. Tam ogrodnik przykłada się bardziej. Alejki błyszczą czystością, ławeczki wypucowane, klomby otrzymały pierwsze sadzonki. Moja część parku mieści się na zapleczu i tylko ona się liczy. Tam rządzi natura, która pozwala mi czuć się radosnym dzieckiem natury.

wtorek, 13 kwietnia 2010

10.04. 2010r.

Data w tytule mówi wszystko.Stało się. Tysiące zniczy, tysiące Polaków pod  Pałacem Prezydenckim...  Kolejny raz w obliczu nieszczęścia jesteśmy razem, ponad podziałami. Płaczemy nie wstydząc się łez, wspieramy w tym kruchym, ludzkim losie. Jesteśmy dla siebie braćmi i siostrami. I nawet jeżeli czas i życie otoczy ludzkie serca murem obronnym, będziemy pamiętać, że gdzieś głęboko w nas, drzemią najpiękniejsze człowiecze  cechy i odruchy. Szkoda tylko, że potrzebujemy Dzwonu Zygmunta, by zbudził nas ze snu.

sobota, 3 kwietnia 2010

Internetowe znajomości

Nawiązywanie znajomości nie nastręcza większych trudności. Zawsze znajdzie się ktoś do pogadania, a jeszcze chętniej do flirtowania. Anonimowość sprzyja rozmowie, a brak kontroli powoduje, że kreujemy siebie na potrzeby chwili. Zaspakajamy swoje potrzeby byle jak i z byle kim. A w internecie sporo jest różnorakiej patologii. Skype zaśmiecany jest propozycjami neurasteników i dewiantów...Jestem ostrożna, a w internetowe przyjaźnie nie wierzę. Część osobników chce zwyczajnie odreagować lub nadmuchać balonik własnego ego. Wygrane w totolotka zdarzają się, więc i przez internet również co poniektórym uda się zamienić znajomość w udany związek. Nic jednak nie zastąpi normalnych kontaktów, a przyjaźń proszę szanownych czytelników to odpowiedzialna sprawa i trudny sprawdzian charakterów. Bylejakość wcześniej  czy później zakończy się zachodem miłego słoneczka.

sobota, 20 marca 2010

Marcowe opowieści


Drugą połowę marca śmiało można nazwać przedwiośniem. Byłam ciekawa zmian, jakie zastanę w parku na Bydgoskim Przedmieściu. Było cicho i spokojnie.Ptaki parkowe chyba są zajęte  wiciem gniazd, a spacerowicze czekali na późniejszą godzinę. W parku dominował kolor brązowy.Martówka jeszcze skuta lodem, bez ptaków i całej otoczki czyli karmienia głodnego ptactwa przez dzieci. Widoczne nieliczne łaty śniegu, przez które prześwitywała trawa i inne zieloności,rozjaśniały parkowy plener. Stare,  pochyłe wierzby zostały przycięte i nie panoszyła się ta piękna dzikość czupryn.Park był nagi i jeszcze spał zimowym snem. Jedynie w odległym uroczysku,podłoże i pnie drzew zostały oplecione bluszczem, ale taki stan rzeczy bardziej przypominał cmentarzysko niż wiosenne widoczki. Jak zwykle udałam się na błonia i znaną część Wisły.Tu miła niespodzianka, ponieważ przy brzegu rozlokowały się  kaczki z Martówki, ale brzeg zastałam brudny i zanieczyszczony. Osiadające kry naniosły sporo śmiecia. Duże grupy drzew nabrały innego kolorytu: brązu,sangwiny,ugry i w koronach trochę nieokreślonej jasności. Wiatr był wszędobylski, ale ciepły. Czuło się uroczyste przygotowania do zmian. Mnie również udzieliła się ta powaga chwili, a więc za miesiąc do kwietniowych szaleństw w wiosennym parku.

sobota, 6 marca 2010

Oczekiwanie

Tegoroczna, wyjątkowo śnieżna zima, dała się we znaki. Sprawiedliwie trzeba ocenić: malownicza była  jak rzadko która. Tyle śniegu napadało! Pod jego ciężarem, gałęzie uginały się do samej ziemi...Każdy wolno stojący obiekt otrzymał swoją śniegową czapę. Bogactwo zimy zostało opisane i sfotografowane. Będziemy się nią chłodzić w czasie letnich upałów. Ja przypominam Koszałka Opałka. Poszukuję pierwszych oznak wiosny. Powoli, ale coraz więcej ich przybywa. Raz jest to klucz wędrownych ptaków, innym razem wesołe gwizdy kosa. Wierzby zmieniły kolor, przebiśniegi bielą się kępkami w przydomowych ogródkach. Spod śniegu wyłaniają się zielone połacie łąk. No i charakterystyczny dla przedwiośnia wylew Wisły. Moja spacerowa trasa została zalana wodą. Wybieram się sfotografować ten żywioł i zachować w albumach wiosenne podtopienia. Jeszcze kilka słów o sobie.Czuję już wiosenną radość, a więc jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.

wtorek, 23 lutego 2010

Moje rekolekcje


Stare , opuszczone cmentarze...Kiedy je odwiedzam, mam wrażenie ,że wchodzę bramą zapomnienia w inny świat. Są tam przedwojenne groby,wykonane z materiału na których ząb czasu pozostawił ślad. Jedynie mech powciskał się w szczeliny i dobarwił szarość kolorem. Opiekunowie grobów zapewne sami są złożeni niemocą, chorobą lub śmiercią. Brakuje zniczy i kwiatów. Panoszą się czarne ptaszyska. To one są gospodarzami tej enklawy. Zostawiają ślady na alejkach i pomnikach. Zauważyłam dużo fotografii nagrobkowych, zwłaszcza małych dzieci.Prawdopodobnie z braku antybiotyków, choroby kończyły się tragicznie. Spacer po starym cmentarzu był dla mnie jak rekolekcje. Następnym razem ,chłopczykowi w marynarskim ubranku zapalę świeczkę -serduszko
Gawrony
Na starym, opuszczonym cmentarzu,
gawrony w czarnych piórach żałoby
ostrzą dzioby o kamienne płyty.
Odeszli wiekowi żałobnicy.
Zapomniano o zniczach i kwiatach.
Jedynie mech zielenią ozdabia
szczeliny zmurszałego posłania.

Z fotografii nagrobnej spogląda
chłopczyk w marynarskim ubranku.
W uśmiechu pozostawił wspomnienie
zabaw i słodkich dziecięcych igraszek.
Patrzymy na siebie-chylę głowę...
Nigdy nie pokocham gawronów.

                                                 
             (twórczość własna)

sobota, 13 lutego 2010

Wrażliwość

Przychodząc na świat, mamy nakreślony już pewien zarys wrażliwości.Modyfikowana, dopasowuje się do naszych potrzeb, ale w zasadzie przez całe życie obnosimy swoją delikatną strukturę.Ma to swoje dobre strony.Otrzymując takie specyficzne uwrażliwienie,wszystkimi zmysłami chłoniemy ten cudowny świat. Mamy więcej emocji, a piękno odczuwamy w sposób niemalże bolesny. Nasza fizyczność jest na drugim miejscu. Pierwsze zajmuje "uduchowienie". Osobnikowi ze zwiększoną wrażliwością nie jest łatwo poruszać się w dzisiejszym świecie. Jest bardziej podatny na lęki, gorzej znosi niepowodzenia, stres...Musi liczyć się z brakiem zrozumienia ze strony środowiska.Przeciwwagą wrażliwości jest gruboskórność, ale ja do tej grupy nie chciałabym się zaliczać. Zostaję przy swoim.


   

piątek, 5 lutego 2010

Park w lutym

Postanowiłam każdego miesiąca opisać w blogu zmiany, jakie zastałam w parku na Bydgoskim Przedmieściu. Dla mnie, perełeczką w tym zaczarowanym miejscu jest Martówka-martwa odnoga Wisły. Dopiero niedawno zagospodarowano tu błonia nadwiślańskie, będące doskonałym terenem piknikowo-rekreacyjnym. Do dyspozycji jest duży grill, siedziska z pniaków,sporo trawiastego miejsca do leżakowania, a przede wszystkim piękny starodrzew. Od Martówki znajomą dróżką dochodzę do Wisły. Można sobie spokojnie, bez świadków pogadać z tą królową polskich rzek. Dzisiaj 5.lutego słoneczko mocno przygrzewało,Martówka była zamarznięta, a park zasypany grubą warstwą śniegu. Wisła również miała przymarznięte brzegi,tylko środkowym korytem nurt przyspieszał, niosąc kawałki kry.Dzięcioły pracowicie obstukiwały drzewa, sikoreczki śmigały żółtymi brzuszkami.Wróble jak zwykle obsiadły dorodne krzewy czyniąc niesamowity rejwach. Jaka ta matka natura łaskawa-pomyślałam.Malarz nie do podrobienia. W cieniach śniegi błękitniały co w połączeniu z ciemną barwą cisów i sosen, dawało pyszny kontrast. W słońcu śnieg skrzył się bajecznymi kolorami i każdy badylek w tak znakomitym towarzystwie piękniał. Wierzby od zawsze moczące swoje warkocze w wodach Martówki, przybrały lekko rudawy odcień, jakby chciały powiedzieć: no, no...już niedługo nabierzemy wiosennego koloru. Pożałowałam jedynie kaczek. Przeniosły się w sobie tylko znane miejsca. Pozdrawiam wszystkich z zasypanego śniegiem parku .

czwartek, 28 stycznia 2010

Zwykły badylek


Chcę powiedzieć o czymś ważnym, a jednocześnie nieuchwytnym, co może umknąć w chaosie codziennych spraw. Otóż pewnego poranka, obudziłam się inaczej-poczułam w sobie wewnętrzne ciepło.Wszystko mnie cieszyło i radowało.Zwykłe , codzienne odgłosy dnia były przyjazne.Wiatr pachniał życiem, ptaki śpiewem miło  pieściły ucho...A ze mnie wyparował niepokój i złość.Patrzyłam na świat oczami przyrody.Chyba znalazłam się w złotym punkcie.Dla mnie oznaczał on pogodzenie się z przemijaniem i akceptowaniem zmian, na które nie mam większego wpływu.Z drugiej strony jak nigdy dotąd odczuwam potrzebę "włóczenia się"po nadwiślańskich dolinach i skarpach, a także codziennej rozmowy z lasem.Trochę piszę , trochę fotografuję,emocje łagodzę muzyką.Kontakty z ludźmi nie należą do najłatwiejszych, ale potrafię słuchać i pragnę pokazać ,że piękno może mieścić się w polnym kamieniu...i zwykłym badylku, który wcale nie jest gorszy ode mnie.

niedziela, 17 stycznia 2010

Kompas


Zawsze marzyłam by mieć kompas-magiczny kompas. Podczas podejmowania życiowych decyzji, kompas sprawdzałby czy wybrana droga jest właściwa i prowadzi do celu.A tak naprawdę, to mam w sobie wewnętrzny kompas. Stanowi on sumę doświadczeń, intuicji, siódmego zmysłu...Bywa, że każe wstrzymać się z wyborem decyzji, raz jeszcze przemyśleć. Czasami strzałka wychyla się w przeciwnym kierunku niż zaplanowałam. Są i takie sytuacje,że decyduję się podjąć ryzyko.Ryzyko jest prawdziwą sztuką,stanowi element wyboru. Nigdy nie żałowałam podjętego ryzyka-przegrana może mieć także smak zwycięstwa.

środa, 6 stycznia 2010

Baranek


Gdyby życie miało dwa zapisy...pierwsze w brudnopisie do korekcji, a drugie prawdziwe , bez retuszu. Może byłoby mniej cierpienia i rozczarowań ? Osobiście wolałabym być w posiadaniu gumki myszki.Mogłabym wymazywać z pamięci , niechlubne i traumatyczne wydarzenia. Może lepiej pozostać na tym specyficznym dysku pamięci, by czuwać i przypominać ? Nasza osobowość to suma doświadczeń, instynkt, podświadomość, trzecie wewnętrzne oko, które bije na alarm, gdy zbliża się niebezpieczeństwo. Używając brudnopisu i gumki, byłabym łagodna i niewinna jak baranek. Pewnie stałabym się ofiarnym barankiem,na stosie życia. Starczy tego gdybania. Nie chcę żadnych retuszów. Biorę się z życiem za bary. Trudno-raz na górze, raz na dole, dopiero wtedy życie nabiera smaku.Poczujmy go  w Nowym 2010 Roku-wszystkiego dobrego.